Flaubert - wzorcowy przykład odrealnienia, ucieczki od życia w ramiona literatury. Genialny obserwator mieszczaństwa. Krytyk wartości, codzienności i obłudy. Charakter pełen sprzeczności - raz podróżnik i lew salonowy, raz osamotniony artysta pod nieustannym wpływem nadopiekuńczej matki. Ta wielorakość osobowości nie wpłynęła jednak na jednolitość i spójność kwintesencji realizmu. Pani B jest wynikiem ciężkiej, wieloletniej pracy. Wysiłkiem podjętym przy precyzowaniu pojedynczego słowa, krystalizacji formy. Jest wzniesieniem ku obiektywizmowi "Kobiety trzydziestoletniej" Balzaca. Zresztą samo podobieństwo fabuły wskazuje na bezpośrednią inspirację. Flaubert zrobił z tej formy coś, czego Balzak nigdy nie byłby wstanie. Odszedł od emocjonalizmu stając się biernym obserwatorem. Zewnętrznym okiem, nigdy nie angażującym się bezpośrednio. Pisarz pozostał w cieniu. Na tacy wyłożył jak jest, nie okraszając niczego komentarzem własnym. Był poza swoim dziełem. Dzięki temu każde słowo jest przemyślane a szyk zdań nigdy nie jest przypadkowy. Flaubert był rzemieślnikiem, nie artystą.
Przed ślubem zdawało się jej, że go kocha, ale oczekiwane szczęście nie nadeszło. "Pomyliłam się więc"- myślała i starała się dociec znaczenia słów: szczęście, namiętność,
upojenie, słów, które tak pięknie brzmiały w książkach.
Mimo wszystkich zabiegów jedna z cech przypisywanych Flaubertowi została zachowana - strach przed pospolitością. Mimo pozornego oddalenia główną osią jest wstręt do mieszczaństwa. Warstwy groteskowej i wszechobecnej. Tworzącej własną zakłamaną moralność. Każdy bunt przeciw stałości okraszony jest poświęceniem. Nie ma wyższej wartości niż spokój. Skandal moralny, który wywołała
publikacja jest jak najbardziej zrozumiały. Mamy XIX wiek a główną bohaterką jest wiarołomna kobieta. Oszukująca swojego na pozór idealnego męża bez skrupułów. Co gorsza - nie jest to postać jednoznacznie negatywna. Flaubert stał się kobietą. Obyczajność została naruszona, co tylko zapewniło sukces wydawniczy. Zresztą sam Flaubert został uniewinniony - sam sędzia dał się oczarować kunsztem przekazu. Główna postać męska - Karol zaskakuje swoją naiwnością. Zaślepiony nie zauważa dwulicowości żony. Ignoruje jej wybuchy złości, nocne eskapady. Nie chce zauważyć fałszu otaczającego go zewsząd. Pozornie wykształcony lekarz zostaje okradziony nawet z majątku. Bezkrytycznie ufając kobiecie traci wszystko. Pieniądze, szacunek - a w konsekwencji tego nawet dziecko i ją samą. Mimo wszystkiego - dalej pozostaje jej wierny. Trwa przy swojej wizji nawet w obliczu końca, nic nie jest w stanie wyprowadzić go z trwającego tyle lat snu. Dla niego kobieta przegrana, samobójczyni i złodziejka pozostaje ideałem wzniesionym na piedestał. Będąc ofiarą, traktuje siebie jako kata. Jest postacią równie tragiczną co główna bohaterka. Jego pozornie dobra postawa jest jednak źródłem całej tragedii. Jest tak zaślepiony swoją miłością, że nie zauważa podmiotowości swojej żony. Tworzy relację pozbawioną szczerości, podstaw więzów rodzinnych.Nie zauważa zmian nastroju, sugestii czy wręcz otępienia i wściekłości. Dla niego prawdziwe relacje to tylko otoczka pozbawiona znaczenia. Bardziej niż prawdziwe zrozumienie cenił święty spokój.Karol nigdy nie rozmawiał z Emmą, nie traktował jej jak równorzędnego partnera. Żył mieszczańską obłudą robiąc to, co wydawało się słuszne. Nigdy nie zrywając zasłon. Mimo, że prawdziwie kochał - nigdy nie spojrzał wgłąb. Zniewolił się swoją wizją. Porównywał swoje małżeństwo z otaczającymi go wzorcami nigy nie traktując go indywidualnie. Pozostawił Emmę głęboko poza swoją wizją nie konfrontując się z jej definicją szczęścia. Patrząc na nią przez pryzmat byłej żony widział w Emmie anioła, pierwiastek boski. Nawet pogardę traktował jako troskę. Drwiła z tego, co jej ofiarował Umieszczając wzór Pani Bovary w centrum umieścił ją jako istotę mającą swoje potrzeby na marginesie. Kochał swoją wizję nigdy nie poznając perspektywy drugiej strony.
A czyż właśnie mężczyzna nie powinien znać tego wszystkiego, celować we wszelkim działaniu, wtajemniczać kobiety w porywy namiętności i w wyrafinowane tajne życia?
Ale on nie potrafił jej niczego nauczyć, nic nie umiał, niczego nie pragnął. Sądził, że jest szczęśliwa. Miała do niego żal za tę bezmyślną pogodę ducha i nawet za to szczęście, które mu dawała.
A Emma go nienawidziła. Zdawała sobie sprawę z jego niedociągnięć bardzo boleśnie. Chciała bogatego kochanka zdolnego wprowadzić ją na salony i obdarzyć miłością iście romantyczną. Całe życie dążyła do zrealizowania wizji, którą poznała w dzieciństwie. Brak domowego wzorca zastąpiła powieścią wolterscotowską. Straciła całą przenikliwość. Żyła poza rzeczywistością, nigdy tak do końca nie wierząc w realność doczesnego życia. Prowincjonalny lekarz miał być środkiem do celu - niestety i ta wersja okazała się ulotna. Zawiódł jej płonne nadzieje, zmusił do poszukiwań. Emma zawsze wierzyła w prawdziwość swoich wyobrażeń, magię, którą przekazały jej lektury za młodu. Dla niej tak właśnie miało wyglądać życie spełnione, z dziecinną naiwnością nie zdawała sobie sprawy z tego, że wyobrażenie nie jest możliwe do zrealizowania.
Żal pozostał. Pani Bovary nie kochała nawet siebie.
Emma zaś nie zastanawiała się wcale nad tym, czy kocha Leona. Myślała, że miłość powinna spaść wśród gromów i błyskawic jak huragan, który z niebios
wtargnowszy nagle w życie tratuje wszystko, porywa ludzkie postanowienia, jak liście,
i serce pociąga za sobą w otchłań. Nie wiedziała, że gdy zatkają się
i serce pociąga za sobą w otchłań. Nie wiedziała, że gdy zatkają się
rynny, deszcz może zalać taras domu, i czuła się wciąż bezpieczna, gdy nagle pewnego dnia odkryła rysującą się na ścianie szczelinę.
Żyła cudzym życiem. Chwytała się każdej ułudy - dla niej każdy romans był preludium spełnienia życiowego. Emma żyła życiem zdeterminowanym, dążyła do samozagłady. Pozornie nieistotne chwile, gdy kobieta patrzy w okno ukazują całokształt jej egzystencji. Podziwiała z daleka wizję, której nigdy nie będzie dane jej osiągnąć. Chciała zbyt wiele nie doceniając teraźniejszości. Jej koniec był jak najbardziej do przewidzenia. Próbując wznieść się ponad doczesność boleśnie upadła. Tworząc tą całą grę pozorów zabiła w sobie radość życia. Szukając indywidualności stała się przedmiotem przekazywanym z rąk do rąk. Najpierw podarunkiem ojca Rouault dla Karola, później będąc bibelotem w rękach kolejnych kochanków. Z czasem zbędnym. Emma była niewłaściwą osobą w niewłaściwym miejscu. A mogła być starym ojcem Bovary, który będąc szczerym, egoistycznym ekscentrykiem wydobył z życia to, co Emma nieustannie poszukiwała - zwykłe zmysłowe zadowolenie. Dla niej jednak "domek był zbyt ciasny". Jak zwykle tak bywa z charakterami niestałymi, zbytnio skłonnymi do wzruszeń i bezgranicznego otumanienia.