Rozszerzający się w zatrważającym tempie book challenge zmusił mnie niejako do uporządkowania pewnych rzeczy. Zaczęłam się zastanawiać czemu, jak i dlaczego. W ten sposób doszłam do sedna problemu - w życiu nie potrafiłabym wybrać TYCH dziesięciu książek. Może gdybym musiała wybrać pięćdziesiąt, mniejsza liczba jest dla mnie nie do pomyślenia. Każde dzieło niesie coś nowego, innego. Nawet najgorsze pozycje pozwalają budować nam swój profil czytelniczy (tak, z bólem serca przyznam - wymęczyłam "50 twarzy Grey'a" z czego do dziś nie mogę się pozbierać). Mając wybrać te najbardziej wartościowe za pół roku z zatrwożeniem łapałabym się za głowę i zastanawiała jakim cudem wybrałam akurat takie pozycje. Moja lista zmienia się jak w kalejdoskopie. Wszystko zależy od pory dnia, nastroju. Zmienia się razem ze mną. Jednak jeden punkt jest stały- mianowicie Honoriusz Balzac. Tak właściwie to zupełnie nie wiem jaki jest tego powód. Kocham tego autora miłością głęboką, platoniczną i niezmienną. Jest to dla mnie uczucie tak zaskakujące, że nawet potrafi zmusić mnie do złamania swoich ideałów ( tak, zrobiłam sobie zdjęcie przy jego grobie - takie ołtarzykowe, tylko i wyłącznie dla mnie, ukryte dla reszty świata). Zacznę od początku - Honore de Balzac urodzony w 1799 roku w Tours jest dla mnie archetypem Paryżanina. Z jednej strony rozrzutny pijak, z drugiej jeden z najważniejszych powieściopisarzy europejskich. Górnolotnie wierny swym ideałom porzucił studia prawnicze dla wykładów z literatury i filozofii. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że to jak najbardziej słuszna decyzja. Sama czasem mam ochotę to zrobić, niestety moja tchórzliwa natura nadal trzyma mnie w nieodpowiednim miejscu z nadzieją, że zostanę znanym jurystą. Wracając do głównego bohatera - pierwsze sukcesy odniósł w roku 1829. Rozsławił się jak to przystało na bezwstydnego hulakę powieścią "Fizjologia małżeństwa" która zyskała rozgłos bazując na małym skandalu spowodowanym brakiem wymaganej przyzwoitości. Od tego momentu zaczęła powstawać Komedia Ludzka.
Absolutnie wyjątkowy cykl. Przy tej kreacji świata "Gra o tron" może się schować. Nie potrafię zrozumieć jak poczciwy Honoriusz mógł wymyślić tak rozległy świat, postacie połączone więzami nawet w najmniejszych szczegółach. Mam wrażenie, że nawet zwykły przechodzień może być spokrewniony z bohaterem jednego z tomów. U Balzaca nie ma przypadkowości, bo nawet owa przypadkowość jest przemyślana. Dla osoby postronnej jest to motyw nie do wychwycenia jednak gdy trzyma się kolejny tom wszystko magicznie układa się w całość. Miejsca, ludzie wydarzenia. Wszystko jest wspólne i ma na siebie wpływ. Jak w życiu. Kolejną rzeczą wyjątkową jest unikatowy charakter. Żartobliwa kpina z życia odbija się w każdej z jego powieści. Większość jego twórczości to tragikomedia podszyta obłudą. Balzak zdaje sobie sprawę z ulotności życia, czuć ją na każdej stronie. Jednak w poważaniu ma cierpienie i nieunikniony koniec. Wie, że i tak nastąpi, więc po co się roztkliwiać. To, co jest dla ciebie istotne dla innego nie jest warte ulotnego spojrzenia. Pewnych rzeczy się nie zmieniają, Ludzie są sterowani przez żądze a nad tym wszystkim panuje chęć zaimponowania równie pozbawionej skrupułów reszcie. Plotka jest niebezpieczną bronią, prawda nie broni się sama. Bo prawda jest taka jaką cwana jednostka ją wykreuje. Nieważne czy chodzi o wpływowego barona czy pospolitego Vautrina. Liczy się spryt i wpływy. Wygra najprzebieglejszy albo najbogatszy. Tak jest u Balzaka, nie ma ckliwości. Miłość nie potrafi wytrwać na piedestale przygnieciona prozą egzystencji. Jest jeszcze jedna rzecz która pozwala mi subiektywnie wyciągnąć Francuza przed szereg - moja nieukrywana frankofilia. Jestem skrajnie nieobiektywna gdy tylko chodzi o Wielką Francję. Balzak żył Paryżem tak jak ja żyję zachwytem do tej wielowiekowej metropolii. Każdy opis przywołujący świetność stolicy wywołuje u mnie dreszcze, a prawdziwy Paryż przypomina mi o tym z czasów komedii. Dlatego wracam do tego miasta nawet w myślach prawie codziennie idealizując je do granic możliwości. Na to akurat nic nie poradzę - wychowałam się na opisach Paryskich przedmieść więc nie liczę, że ta fascynacja kiedykolwiek mnie opuści. Kolejnym dodatkiem o którym warto wspomnieć jest słabość do kobiet z którą pisarz miał niemały problem. Jego osobista historia miłosna ma nawet odbicie w postaci serialu produkcji polskiej (niebywałe znaczenie w powstaniu tej produkcji ma fakt, że usidlić zdołała go Polka - Ewelina Hańska w którą wcieliła się Beata Tyszkiewicz). Dzisiejszego dnia mój subiektywizm sięgnął apogeum. Moje uwielbienie Balzaka jest na niesamowicie irracjonalne, bo zdaję sobie sprawę, że istnieją autorzy godni równie płonnego uczucia jednak nie potrafiący go u mnie wywołać. A akurat ten nie ma dla mnie wad, zgrabnie ukrywa je między opisami dawnego miasta. Dla mnie jest jedyny i niezastąpiony, a jego kreacja świata jest idealnym odbiciem rzeczywistości gdzie każdy najmniejszy gest ma znaczenie.
* Nie mam problemów z prezentem urodzinowym - dążę do zebrania całej Komedii Ludzkiej, każdy jej tom jest dla mnie dobrodziejstwem niebywałym.
* *Zdjęcia są mojego autorstwa, co tylko potwierdza moje głębokie uczucie. Nagrobek pisarza i Hańskiej na cmentarzu Pere Lachaise i dom Balzaka w Paryżu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz