Lektura pozornie z cyklu lekkie, łatwe i przyjemne doprawiona brudem, smrodem i ubóstwem. Początkowo myślałam, że będę mogła liczyć na wyraziste tło historyczne, niestety dopiero wikipedia uświadomiła mi, że inkwizycja działała także w alternatywnej wersji świata rzeczywistego, gdzie Jezus jednak zstąpił z krzyża i dość brutalnie potraktował swoich przeciwników. Moje poszukiwania książkowego świętego Joachima (trzech uduszonych i ojciec Maryi w gratisie), który siekał mieczem nawracając pogan w realnym świecie okazały się w takim wypadku bezowocne. Główny bohater na pierwszy rzut oka wierny idei fanatyk wykazuje wręcz niebotyczne skłonności do samouwielbienia. Zdarza się mu nawet uważać, że przemoc jest najgorszym wyjściem by chwilę później oddać się swojej charakterystycznej profesji. W ramach miłości do bliźnich zapoznaje swoich pobratymców z działaniem hiszpańskich butów. Oczywiście dla wyższych celów i tylko wtedy, gdy jest to wskazane. Bardzo często w wyborze metod kieruje się cechami fizycznymi lub statusem społecznym przesłuchiwanego. W myśl zasady: potwór na madejowe łoże, troszkę atrakcyjniejsza w wygodniejsze miejsce. Znacznie ciekawszym punktem jest zaś przeszłość bohatera, która pewnie rozjaśniłaby mi złożoność charakteru i motywację Mordimera. Stosunek inkwizytora do płci przeciwnej jest równie ciekawy jak sama postać. Jego postrzeganie kobiet jest dość uproszczone (ładna jest nie wystarczająco bystra, te bardziej lotnego umysłu są niebezpiecznei nie grzeszą urodą, ale na szczęście są rzadkimi zjawiskami w naturze).
I nie ma się czemu dziwić, bo męska dusza to rzecz krucha, delikatna i złożona ponad
proste kobiece pojęcie.
Madderdin uważa się za "ostry miecz inkwizycji", niestety traci swój majestat w obliczu spotkania z hojnie obdarzoną dziewką. Widocznie inkwizytor też człowiek. Nie tylko swoje zdolności intelektualne uważa za zadowalające. Młody karierowicz uznaje swój wygląd za wystarczający, by olśnić każdą niewiastę. Zresztą sam przyznaje - jak na sługę bożego dość dobrze wie, jak obchodzić się z kobietą, gdyż "Bóg obdarzył go nieprzeciętnymi siłami do miłosnych zapasów", wyćwiczonymi zresztą solennie między polowaniami na heretyków.
Każde zwierzę, każdy najmniejszy robak ma jedną cechę, a jest nią instynkt przetrwania.
My, ludzie, czasem o nim zapominamy.
My, ludzie, czasem o nim zapominamy.
Zresztą bohater często przechodzi od samozachwytu aż do fałszywej skromności. Jest narzędziem w rękach Boga - oczywiście hiszpańskim mieczem, nie daj boże zwykłą łopatą. Plusem bohatera jest to, że oprócz chędożenia lubuje się także w swojskim opróżnianiu gorzałki gdańskiej w doborowym towarzystwie. Książka pisana jest prostym stylem, ale delikatni czytelnicy mogą czasem czuć się urażeni niezbyt wyrafinowanym słownictwem (nie nadużywane, dobitnie podkreśla to co należy). Zresztą jak inaczej opisywać rynsztoki i przesłuchania kwalifikowane? Uzasadnione są dość obrazowe porównania człowieka do padliny czy też twarzy chłopca do owrzodzonej stopy. Widocznie po prostu rzeczywiście nie był zbyt urodziwy. Autor dodatkowo zapunktował u mnie zręcznymi wtrąceniami refleksji dotyczących teraźniejszości wręcz niezauważalnymi podczas pobieżnego czytania. Zadowalająca jest też szata graficzna. Kartki papieru stylizowane na pergamin i mroczne ilustracje dodają opowieści polotu. Szkoda tylko, że okładka jest stworzona przez innego autora niż grafiki wewnątrz książki. Parę razy pojawiające się słowo chędożyć wywołało u mnie niezwykle naturalną reakcję, mianowicie nawiązane do trylogii husyckiej Sapkowskiego. Piekara wypada przy nim dość blado - zarówno w konstruowaniu głównej postaci jak i w zarysie głównych wydarzeń i wątków pobocznych. Widocznie jeszcze długo dane mi będzie szukać godnego następcy Reinmara von Bielau. Po dalsze części cyklu inkwizytorskiego pewnie nie sięgnę, ale moje zainteresowanie wzbudziła książka Piekary dopiero czekająca na publikację - "Rzeźnik z Nazaretu". Tytuł dość prowokujący, ciekawe tylko czy książka sprosta moim oczekiwaniom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz