Na początku było słowo. Kiedyś, w bibliotekach klasztornych, w towarzystwie mnichów obcowanie z książką było przeżyciem mistycznym. Średniowieczne skryptoria pełne były misternych manuskryptów. Żaden z nich nie był idealny, każdy nosił na sobie piętno wykonawcy-stworzyciela. Dzieło takie było niepowtarzalną sztuką na którą nie każdy mógł sobie pozwolić, przywilej ich posiadanie posiadali tylko najbogatsi. Tylko oni mogli wieczorem, przy drewnianym stole przemierzać nieznane krainy zaklęte w literach. Zresztą w rękopisach nie tylko słowo miało znaczenie. Tekstowi towarzyszyły liczne obrazy, w żywych kolorach, niektóre w fantastyczny sposób przenosiły czytelnika w odległe krainy. Całość zamknięta była w ciężkiej skórzanej oprawie. Dopiero później, dzięki wynalezieniu druku książki zaczęły powszechnie krążyć między ludźmi. Pozwoliły na powszechne wykształcenie, brak analfabetyzmu. Odbiły piętno na całej historii człowieka. Niezaprzeczalnie mamy tu do czynienia z fenomenem, który zmienił ludzkość.
Dziś czytanie-sakrament znamy tylko z lekcji historii. Mówiąc o pierwszych książkach mamy na myśli właśnie przykościelne skryptoria i biblioteki w których mnisi, w czarnych strojach, niosąc ze sobą nutę niepokoju i tajemnicy latami przepisywali przepastne tomy. Współcześnie ciężko jest sobie wyobrazić ogrom pracy, talentu i poświęcenia tych, którzy tworzyli piękno dla własnych i przyszłych pokoleń. Część tego piękna mamy zaszczyt do dziś podziwiać. Istnieje wiele żywych świadectw tamtej epoki, pomieszczeń które przez setki lat nie zmieniły swojego przeznaczenia.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Spacerując uliczkami Rzymu w październikowy poranek zupełnie przypadkiem zauważamy kościół, milionowy tego dnia. Kompletnie niczym się nie wyróżniający. Kolejny, który koniecznie musimy zwiedzić. Ku naszemu zaskoczeniu wewnątrz okazuje się, że szczęśliwym trafem bibliotekarz zapytał czy nie chcielibyśmy zobaczyć zbiorów specjalnych znajdujących się w oficynie miejsca kultu. Tak oto znajdujemy się w Bibliotece Angelica, nieustannie istniejącej od tysiąc sześćset czwartego roku. Wielka sala w której stoimy nie zmieniła wyglądu przez przeszło czterysta lat. Zapach wilgotnego powietrza i starego pergaminu pozwala na przeniesienie się w czasie. Nie musimy nic czytać, by poczuć się tak, jakby czas nie istniał. Ściany od góry do dołu wyłożone są książkami, wokół nas stoi dwieście tysięcy żywych pomników historii. W specjalnych gablotach umieszczone są najważniejsze dzieła, te czasem nawet sprzed tysiąca lat. Na własne oczy widzimy strukturę papieru, nierówne zakończenie litery, gdy ręka pisarza omsknęła się ze zmęczenia. Futurystyczne rysunki, które szokowały współbraci kaligrafa, który zwinnymi ruchami oddawał treść Kanonu Medycyny Awicenny.
Takie doświadczenia kształtują nasze podejście do książki jako projekcji dziejów, do szeroko pojętej historii człowieka i kultury, którą wyprodukował. Jednak takich rzeczy nie jest nam dane dotykać codziennie. Na co dzień wystarczy odnaleźć choć część zaklętej tajemnicy współcześnie. Warto na przykład zatrzymać się na chwilę na ulicy Stawowej w Katowicach by porozmawiać z bukinistami, a nuż ze stosu pozornie nikomu niepotrzebnych książek wyłoni się rzecz, której szukaliśmy od lat. Przedmiot, który też ma swoją historię. Może i młodszą, mniej cenną przeliczając jej wartość na dobra materialne, ale mogącą nam coś zaoferować. Zaskoczyć dedykacją sprzed dwudziestu lat, zaintrygować zapachem starego papieru i zabawnym kształtem plamy po kawie, którą ktoś kiedyś tu zostawił. Ktoś, kto tak jak my przeżywał słowo za słowem i zostawił w tych kartach cząstkę siebie.
Współcześnie książka nie jest towarem luksusowym, wokół słyszy się głosy mówiące o jej końcu. Jednak moim zdaniem rozmawiając o kryzysie czytelnictwa mamy na myśli raczej powszechną standaryzację procesów konsumpcyjnych. Handel obwoźny, który umieszcza książkę w supermarkecie między marchewką, a chusteczkami higienicznymi. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, co z książką dzieje się po procesie zakupu, a to dlatego, że byt książki staje się wtedy upodmiotowiony. Z książki-przedmiotu dematerializuje się w przeżycia i wspomnienia. Pozwala na to, by nawet w towarzystwie drukowanej mechanicznie, “zimnej” produkcji techniki oderwać się od codzienności i w fotelu, w towarzystwie kubka kawy oderwać się od otaczającego nas świata. Chociaż na chwilę dotknąć czegoś, co dzieje się gdzie indziej. Czegoś zaklętego w czasie. Bo właśnie dlatego ktoś kiedyś stworzył książkę. Bo nie tylko starodruki potrafią zaklinać czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz