piątek, 18 października 2013

Masz ograniczony wybór (John Grisham "Theodore Boone: Młody Prawnik)

John Grisham jest chodzącą legendą, którą możemy porównać jedynie do Robina Cook'a czy Stephena Kinga. Uznawany za żywą reklamę thrillerów prawniczych autor stworzył wiele powieści, którym nie mógł oprzeć się świat filmu ("Raport pelikana" czy "Firma"). Jedno z jego najnowszych wydawnictw - "Theodore  Boone: Młody Prawnik" zasadniczo różni się od poprzednich z racji tego, że jest skierowana głównie do młodych czytelników. Świat przedstawiony poznajemy z perspektywy trzynastolatka wychowanego w rodzinie prawniczej. Chłopiec ma ustaloną wizję przyszłości. Jest dziecięcym wcieleniem postaci pokroju Michaela Brocka czy Mitcha McDeere. Rezolutny i dociekliwy jest idealnym kandydatem na przyszłego prawnika. Młoda postać sprawia, że książkę czyta się bardzo sprawnie. Pisarz rozszerzył w ten sposób kategorię potencjalnych czytelników do wielu pokoleń. Theo przypadkiem zostaje wciągnięty w sensacyjną intrygę ze zbrodnią doskonałą w tle. Dziecięca perspektywa naturalnie jest lekko przerysowana, jednak idealnie przedstawia powagę sytuacji. 

Matka Theo, też zapracowana prawniczka, próbując zrzucić pięć kilogramów 
od co najmniej dziesięciu lat, wmówiła sobie,
że na śniadanie wystarczą tylko kawa i gazeta.

Bohatera od samego początku darzymy sympatią, mimo młodego wieku jest altruistą i dzięki swojej niebywałej wiedzy próbuje pomóc wielu szkolnym kolegom. Prawniczym niuansom towarzyszą pierwsze miłości i liczne problemy bystrego gimnazjalisty. Lektura towarzyszyła mi w czasie podróży autobusem - do czego nadaje się idealnie. Nie wymaga wielkiego skupienia i doskonale czyta się ją "w biegu". Główna postać chcąc nie chcąc sprawia, że książkę odbiera się z przymrużeniem oka - wydaje się mniej wymagająca od pozostałej twórczości pisarza, która często podejmuje kontrowersyjne wątki. Jest to niejako odskocznia od poważnych powieści, lekka lektura intensywnie wypełniająca czas w leniwe popołudnia. Jednak mimo wszystkich tych zabiegów nie traci, wprost przeciwnie - zyskuje nie spotykany wcześniej u tego autora urok.

Przysięgam, że zatłukę gada. Powinienem zatłuc już wtedy, ale o tym nie pomyślałem.
 I nie miałem siekiery.

John Grisham zaskoczył mnie otwartą kompozycją ( co jest niezwykle rzadkie u tego autora), zawiesił fabułę niejako w połowie umiejętnie rozbudzając moją ciekawość. Pozostawił wyobraźni czytelnika spore pole do popisu (a dla siebie furtkę do kontynuacji). Wiele jest niedopowiedzeń, kilka niezakończonych spraw - co sprawia, że chętnie sięgniemy po dalsze części serii.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz