czwartek, 30 kwietnia 2015

Gra w interpretację

 



Przy grze w interpretację najważniejsza  jest własna intuicja. To ona pozwala nam subiektywnie wykluczyć wielość odniesień, wybrać trafniejsze. Dlatego każda interpretacja jest wartościowa. Nawet te skrajnie przeciwstawne nie mogą zostać wykluczone, mogą stać się inspiracją. Nie da się wykluczyć wpływu własnej osobowości na odbiór dowolnego tekstu. Nawet przestrzenne uformowanie może mieć wpływ na sposób percepcji, budzić skrajnie różne skojarzenia. Wyizolowane, autonomiczne słowa mogą rzucić cień na całość postrzegania. Każdy, nawet podświadomie wyciąga na wierzch najbardziej odpowiadające mu wersje. Pozwala postawić granicę między interpretacją, a nadinterpretacją. A to, że żyjemy w podobnym kręgu kulturowym, znamy podobne klisze, archetypy i odniesienia pozwala na to, by niektóre sposoby patrzenia na tekst były uważane za przewodnie, ponieważ mogą zostać uznane za najbardziej uniwersalne, mogące być dopasowane do pierwotnego tekstu nawet przez sceptyka. Odnosząc się do powyższego cytatu J.Cullera - pozwala  nam to podsunąć trafniejsze odpowiedzi.
        Jednostkowy czytelnik posiada indywidualną wrażliwość na szczegóły. Na każdego z osobna działają inne symbole, przenikliwy czytelnik ma przewagę nad pobieżnym. Gusty i doświadczenia są różne, co nieustannie wpływa na proces myślenia o sztuce i jej dogłębne poznawanie. Zupełnie inaczej postrzegany będzie niezwykle popularny w ostatnich latach “Zmierzch” dla kogoś zainteresowanego wampiryzmem (tutaj opinia o potworach w wersji Stephenie Meyer będzie skrajnie negatywna), zupełnie inaczej spojrzą na ten element popkultury osoby zdające sobie sprawę z mormońskich wartości, które przyświecały autorce. Nawet znajomość historii, czy zjawisk społecznych minionych wieków wpływa na jakość interpretacji. Czytelnikowi, któremu znana jest rzeczywistość lat w których dzieje się “Azyl” William’a Faulknera łatwiej będzie zrozumieć świat prohibicji południa Stanów Zjednoczonych. Kluczowy jest nawet wiek interpretatora. Zupełnie inaczej będziemy postrzegać mity i ich wpływ na współczesną kulturę w dorosłym wieku. Dzieciom nie sposób zauważyć powiązań komiksowych bohaterów z Heraklesem, schematów żywcem wyrwanych z mitycznej rzeczywistości wrzuconych do nowowykreowanego świata. Wraz z dorastaniem rozszerzamy horyzonty. Jednak liczne odniesienia które podświadomie nabywamy od wczesnego dzieciństwa pozwalają też odtworzyć ciąg porównań. Prawie wszystkie utwory literackie oscylują wokół tych samych tematów. Wzajemne inspiracje są nieuniknione. Zmienia się tylko sposób, forma przekazu. 
 Dlatego polemizowałabym z twierdzeniem Wiktora Szkłowskiego, że “sztuka to chwyt”. Moim zdaniem chwytliwość utworów jest często zupełnie przypadkowa. Zależy od wykształcenia czy pochodzenia odbiorcy. Dla jednych język użyty w “Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej będzie przyciągającą uwagę stylizacją, dla innych zwykłym elementem codzienności. Wszystko zależy od środowiska odbiorcy jak i autora, co skutecznie uniemożliwia jednoznaczne zakwalifikowanie, gdyż owy chwyt staje się pojęciem względnym. To co dziś wydaje się niezwykłe, jutro może okazać się szarym tekstem niewartym najmniejszej uwagi. Istotą sztuki nie jest jej podanie w nowatorski sposób, a podatność na jej intertekstualność i możliwości pozwalające na dostosowanie do zmiennej rzeczywistości. Skuteczne malowanie obrazami i symbolami. Uchwytne zależności językowe, gry słów są tak samo ważne zarówno w poezji jak i w prozie. Zresztą zwłaszcza proza ze swoją swobodną prostotą może  nawet podświadomie zawierać zestawienie zmieniające sens całego przekazu. “Nocny lot” Antoine de Saint-Exupery’ego tylko pozornie jest opowiadaniem o tragedii pocztowego lotnika. Spod przygodowej warstwy, która tylko na pierwszy rzut oka jest najważniejsza wyłania się historia o walce z prozą życia i gotowością na przyjęcie tego, co nieuniknione. Nawet użyty język przywodzi na myśl poezję. Według Szkłowskiego uogólnienie jest główną cechą prozy z czym nie mogę się zgodzić. W powyższym przypadku to właśnie proza imitująca niezauważalnie to, co powinno być przekazane językiem poezji doprowadza do celu okrężną drogą. Gdy odrzucimy pozornie prostą historię i “zagramy w interpretację” możemy przyswoić sobie zupełnie inną opowieść, na podstawie tych samych słów. Wszystko zależy od wysiłku  i chęci czytelnika. Zresztą takie same cechy wykazuje też sposób przyswajania poezji. Język jako zespół symboli służących do przekazywania myśli tylko pozornie hołduje twierdzeniu, że “im prościej tym lepiej”. 
Nawet w prostocie (zaryzykowałabym stwierdzeniem, że zwłaszcza w niej) możemy ujrzeć ukryte treści wynikające z różnych kontekstów odbioru. Zresztą jestem skłonna nawet odrzucić podział języka na poetycki i praktyczny, gdyż współcześnie oba te języki nieustannie się spotykają, inspirując się nawzajem. Język praktyczny jest używany na takich samych warunkach, interpretacja pozwala nadać mu cech poetyckości. Obie te odmiany sprawują równorzędną rolę. Czynności automatyczne, czy nawyki mogą stać się osią utworu nadając mu niepowtarzalne cechy właśnie przez pozorną normalność. Proces automatyzacji można zatrzymać przez zaakcentowanie go. Coś co widzimy, a nie dostrzegamy w codziennym życiu, gdy jest odtworzone może nabrać dla nas nowych treści. Bez pomyślunku oczywiście nieświadomie odwołujemy się do standardowych formuł, nie wymagających interpretacji. Jednak to, co w rzeczywistości nie dostrzegamy, podobnie przedstawione w sztuce może pozwolić poznawać rzeczy na nowo, łącząc obiektywną obserwację z własnym światopoglądem. Dla mnie właśnie nie łapanie czytelnika na udziwnione haczyki może być skutecznym magnesem. 
Coś znanego można przeżyć jeszcze raz postrzegając to z zupełnie innej perspektywy. “Pani Bovary” jest przecież zwykłą historią o nieszczęśliwej kobiecie, zastygłej w okowach  pospolitego mieszczańskiego społeczeństwa, opowieścią niezwykle podobną do “Kobiety trzydziestoletniej” Honoriusza Balzaka. Wystarczy jednak obejść coś z drugiej strony, pozwolić tekstowi “poznać się od środka”. Poświęcić trochę uwagi i czasu rzeczom, które wydają się nieistotne, gdyż to właśnie one mogą okazać się kluczem. Chwila namysłu pozwala nam wyzwolić graficzne symbole z rzeczywistości. Nawet błahostkę trzeba zobaczyć po raz pierwszy - dopiero potem zastanowić się, czy może okazać się punktem odniesienia. Dzięki tekstom literackim dostrzegamy odmienność sposobu dostrzegania świata każdej jednostki z osobna. Nic nie jest takie jak się wydaje, o wszystkim można myśleć na nowo. Widać to zwłaszcza biorąc udział w dyskusjach na temat odbioru konkretnego dzieła. Na niektóre powiązania sami nigdy byśmy nie wpadli, ponieważ nikt nie jest taki sam. Nikt nie posiada takiej samej wiedzy ogólnej, bazy odniesień, zasłyszanych ciekawostek czy podobnej intuicji czytelniczej. Nawet obserwacje sytuacji za oknem osób stojących obok siebie mogą okazać się skrajnie różne. Ludzie zwracają uwagę na inne szczegóły, różnią się poziomem empatii, mają skłonność do przenoszenia swoich doświadczeń na pozornie nieuzależnione od nich środowisko. Skoro to, co dostrzegamy zmysłami powinno być widziane w taki sam sposób lecz okazuje się zupełnie inaczej odbierane, to jakim cudem zespół znaków może wywołać takie same skojarzenia? 
Dodatkowo nasz subiektywizm może zostać poszerzony mnogością kontekstów nabytych, właśnie w celu pozornie jedynej - słusznej interpretacji. Biografia autora, czy też opinie o dziele stworzone przez konkretnych uczonych pozwalają poszerzyć horyzonty zrozumienia, jednak w żadnym wypadku nie pozwalają na oderwanie się od własnych przekonań. To, co poznamy zawsze przefiltrujemy przez własną podświadomość. Do pozornie pustych przestrzeni wlejemy własne refleksje, pozwalając dostosować tekst do własnych oczekiwań. W interpretacji pomaga zwłaszcza nasze poprzednie doświadczenie ze sztuką odczytywania tekstu. Tylko ktoś, kto miał styczność z “W poszukiwaniu straconego czasu” uchwyci, że fraza “ niewiele widzę w zachwyceniu” w “Sonecie drogi”” Dariusza Foksa nie jest przypadkowa. Każdą styczność z tekstem odnosimy do naszych doświadczeń z innymi dziełami. Nie tylko literackimi. Łapiemy czasem mniej lub bardziej oczywiste aluzje do wielkich dzieł, dajemy się złapać w grę skojarzeń. Te tendencje widać zwłaszcza w kulturze masowej, jej intertekstualność pozwala komuś, kto chce dotrzeć nie tylko do przyjemności sięgnąć do drugiego dna.  Rozległość przemysłu jakim współcześnie stała się cała sztuka pozwala uważnemu odbiorcy oddzielić treść miałką od tej wartej uwagi. 
To właśnie indywidualność interpretacji pozwala na ujrzenie czegoś z zupełnie innej perspektywy, dostrzec pod pozornie niewinnym, prostym i przyjemnym płaszczykiem, ujrzeć głębię. Przyjemność przestaje być bezrefleksyjna, gdy dostrzeżemy inne jej aspekty, liczne odniesienia czy wręcz odtworzenia zaczerpnięte z innych dzieł. Odbiorca nie tylko akceptuje gotowe znaczenia, ale też wytwarza własne. Dlatego sposób percepcji nigdy nie będzie jednakowy. To my przetwarzamy tekst, selekcjonując podrzucane nam tropy. Zbieramy relację w całość, segregujemy wątki. Odszyfrowywujemy nowe znaczenia, wytwarzamy nowe punkty odniesienia. Często tworzymy swoje własne odbicie dzieła, znacznie odbiegające od tego, co prawdopodobnie chciał osiągnąć autor. Logiczne powiązania, związki przyczynowo skutkowe mogą mieć dla każdego zupełnie inne znaczenie. Przetwarzamy tekst otrzymany na własną modłę. Analizujemy, dodając do niego własne przemyślenia. Tworząc własną nadbudowę do tekstu pierwotnego. Często nawet nieświadomie dopasowujemy własne odczucia, które pierwotnie ni jak się nie mają do tworu nad którym się skupiamy. Sprawiamy, że nawet przemilczenia nagle zaczynają mieć znaczenie. Nawet nasze osobiste doświadczenie wespół z emocjami których osobiście doznaliśmy nieustannie wpływa na odczytanie utworu. Nie sposób się od tego oddzielić. 
Nawet otoczenie może wpłynąć na sposób postrzegania. Gdy ktoś karze nam interpretować tekst w konkretnym świetle, automatycznie podążamy narzuconym tropem, wyszukując powiązań. Podążamy za centralną ideą. Tworzymy to, co według nas jest ukryte w tekście.  Tak jak twierdził Stanley Fish - interpretację tworzymy sami. Manipulujemy tekstem na własny pożytek, odciskamy własne kształty na podanym nam na tacy materiale. Przekształcamy, doszukujemy się nie czystych interpretacji, ale pochodnych skażonych przez nadawanie znaczenia nie przez sam tekst, a przez czytelnika. Konstruujemy coś własnego na danej nam postawie. Dlatego niektóre interpretacje uważane są za lepsze od innych. Bardziej prawdopodobne, bo bardziej związane, przystające do autentycznego tekstu. Pozbawione plastycznych naciągnięć, bardziej rzeczywiste. Mogące zostać uznane przez większość za realne. Za Umberto Eco mogę przyznać, że ważna jest próba odtworzenia pierwotnych intencji tekstu, jednak nigdy nie będzie to zabieg skrajnie czysty. Ponieważ nikt nie potrafi wniknąć w zamysł autora. Jednak mamy możliwość wyboru z wielości tych najbardziej uniwersalnych - wbudowujących się w pewną konwencję, kontekst kulturowy. Tekst może mieć wiele znaczeń, lecz niedorzecznością byłoby uznanie, że może oznaczać wszystko. I tu po raz kolejny należy odwołać się do intuicji - potrafimy rozpoznać coś bardziej prawdopodobnego, pasującego do pierwotnego tekstu. Interpretacja, która jest akceptowana przez większość, może stać się przewodnią. Jednak nawet ta przodująca może okazać się niewystarczająca, dlatego skrajna obiektywizacja jest bezcelowa, wręcz niemożliwa. Tylko nasza intuicja pozwala selekcjonować ważne tropy. Szufladkować to, co w naszej wersji jest najważniejsze od wątków, które naszym zdaniem można pominąć. Tylko ona pozwala na stwierdzenie, że coś jest “bardziej”, że podmiotem lirycznym może być sam autor, który miał na myśli akurat dany fakt historyczny. Obiektywnie rzecz biorąc to wszystko jest naiwne gdybanie. Nawet interpretacja własnego tekstu może przecież ewoluować. Wszystko się zmienia - zarówno człowiek, jego psychika, sposób odbioru jak i język. Wszystko ulega nieustającemu postępowi. Dzięki licznym interpretacjom jak i upływowi czasu każdy tekst zaczyna żyć własnym życiem. Nie sposób hamować rozwoju istniejącego tworu narzucając mu jedyną słuszną interpretację.

Literatura:
1. W. Szkłowski: Sztuka jako chwyt. przeł. R. Łużny [w:] Teoria badań literackich za granicą. Antologia t. II, cz. III, wyb. Stefania Skwarczyńska, Kraków 1986. 
2. U. Eco i in.: Interpretacja i nadinterpretacja. Przeł. T. Bieroń. Kraków 1996. 
3. S. Fish: Jak rozpoznać wiersz, gdy się go widzi, w: tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, Kraków     2007.